Skandynawowie kochają skrajności. Bo jak można w tym samym czasie wielbić organiczne warzywa i zajadać się ulicznymi hot-dogami z kulką ziemniaczanego puree? Pisałam już o tym kiedyś w moich pierwszych wrażeniach ze Sztokholmu. Cóż z tego, skoro po latach zakochałam się na nowo w ich bułeczkach, które są aż gorzkawe od ilości cynamonu (byłam akurat 4 października, kiedy to przypada narodowy dzień cynamonowego cistka i do pracy ludzie od rana noszą je w kartonach, podobnie jak u nas pączki w tłusty czwartek), w ich zatłoczonych bufetach w porze lunchu z obfitym barem sałatkowym (nie mylić z potwornością z pizza hut), w ich filozofii i estetyce jedzenia. W designie zastawy, w restauracyjnych witrynach, w tkaninach na stołach, w minimalizmie i prostocie. W tym, że w sklepie w wyposażeniem wnętrz czeka na ciebie organiczna kawa a w kawiarniach bariści wiedzą o ch chodzi, gdy pytasz o datę jej palenia (za namową Marcina kupiłam kilogram cudownych ziaren w Espressino, które aromatem wypełniły pół samolotu w drodze powrotnej). W Muzeum Narodowym natknęłam się na wystawę SLOW ART, na której artyści, tak jak slow foodowcy nie liczą się z czasem przygotowań dzieła/dania tylko dbają o jego jakość. W ratuszu w gablocie można przyglądać się zastawie z bankietów noblowskich – od lat laureaci nagrody zasiadają wspólnie do stołu i degustują najwyższej klasy smakołyki skandynawskiej kuchni.
Odkryciem tego wyjazdu jest zdecydowanie restauracja Skepsholmen – jadłam tu rozpływającą się cielęcinę ze świeżymi ziołami i zapiekanymi kawałkami dyni oraz ziemniaków. Zachwycający okazał się niepozorny krem ziemniaczany, w który zatopiono kawałki białej mocno wędzonej ryby i odrobinę kawioru kalix. W kaczej piersi ktoś w kuchni wyczuł perfekcyjnie moment, w którym skórka się uprażyła i miała ?smalcowy? aromat, zaś mięso było wciąż różowe, ale apogeum smaku nastąpiło podczas deseru, gdzie cynamonową szarlotkę z jabłek z własnego ogrodu udekorowano przewrotnie czerwonawym liściem botwinki, zaś ciastku towarzyszyła świeża, kwaśna śmietana, która równoważyła perfekcyjnie słodkość. Nie żałuję żadnego kęsa…
paczka kawy w Espressino – palona 27 września, kupiona 4 października :-)
zastawa z bankietów noblowskich
wystawa w Muzeum Architektury zaaranżowana jako wyposażenie supermarketu /puszki z Architektami
miska SLOW ART / projekt Cecylia Levy