W niedzielę każdy lubi długo spać i marzy o śniadaniu do łóżka. Może z tym ostatnim nie było idealnie, bo trzebabyło jednak podejść do stołu i wybrać się na Mariacką, ale na pewno nie było przymusu krzątania się we własnej kuchni od świtu. Inicjatywa wspólnego śniadania, które w KATO serwowała ekipa z bloga Lubczyk i Jemioła była jak najbardziej zacna. Przy każdym stole siedział ktoś znajomy, a pod stołami wylegiwały się małe i duże psy sąsiadów, z głośników sączyła się leniwie muzyka… Poza świetnym klimatem mam jednak ostatecznie dwa zastrzeżenia: jedzenie wymagało porządnego doprawienia (np. domowe bułeczki były równie jałowe co dodany do nich kotlet z kaszy) i zdecydowanie całość była zbyt droga. Za degustacyjną w rozmiarach porcję płaciło się 20 zł. Do tego napoje płatne były osobno oraz ciasta płatne dodatkowo. Cena mynosiła ostatecznie ok. 50 zł za osobę – po wyjściu nasz gość, Anglik Timothy zapytał dyplomatycznie: to co wracamy do domu, by wreszcie coś zjeść?
Kulinarnie bronił się świetny tłusty podpłomyk z pastą z buraków i ciasta (tarta z dodatkiem zielonej herbaty z pistacjami czy sernik z bananami i tarta cytrynowa). Do wyboru były dwa wegetariańskie zestawy śniadaniowe:
t a l e r z 1
bułeczka na patyku z kotletem z kaszy jaglanej i aioli
podpłomyk z pastą z pieczonych buraczków i mozzarelli
sałatka z grillowaną cukinią, jabłkiem, rukolą i orzechami nerkowca
t a l e r z 2
bułeczka na patyka z tofu, kremem z gruszki i pietruszki
podpłomyk z konfiturą z czerwonej cebuli
panierowane marchewki z chilli, żurawiną i sałatą