Królowa w kuchni. Gęsta, jedwabista, lub chłodna i krucha. Cokolwiek do niej dodać, od razu zyska na szlachetności: od kawałków pomarańczy, przez szczyptę chili po miętę. Czekolada. Jej prehistoria rozpoczyna się w gorących lasach równikowych ponad 3 tysiące lat temu, tam prawdopodobnie Olmekowie jako pierwsi zastosowali ziarna wiecznie zielonego drzewa Theobroma cacao.
Przeczytałam jakiś czas temu, że czekolada już nie raz stała się muzealnym eksponatem. Najstarsza zachowana w Polsce kostka ma wymiary 7 x 6 cm i grubość niecałego centymetra oraz ponad 220 lat. Wykonał ją Jan Rychter, cukiernik Stanisława Augusta Poniatowskiego, który częstował nią gości podczas jednego z obiadów na Wawelu. W latach 70. XX wieku znalazł się śmiałek, który polizał historyczny eksponat, jak donoszą muzealne księgi, od tego więc czasu chroni ją gruba szyba. Jak smakuje kostka Rychtera się nie dowiemy, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by rozsmakować się czekoladzie pod każdą postacią. Muzealnych wrażeń trzeba też szukać na świecie. Nigdy nie zapomnę swojej pierwszej wizyty w Belgii. W kraju kulinarnego sacrum i profanum. Bo przecież jak można równocześnie być dumnym z frytek dodawanych do wszystkiego (w tym do owoców morza), a z drugiej strony eksportować najlepszej jakości kakao na wyrafinowane smaki pralinek? Jeżeli nie macie jeszcze planu np. na majowy weekend to może warto rozważyć szlak czekolady? W Antwerpii polecam miejsce, gdzie w okazałym miejskim pałacu wyrabia się czekoladki o często niespotykanych smakach ? moją ulubioną i tak będzie jedzona tam pralina z aromatem lawendy (Paleis op de Meir 50, Antwerp). Największą przyjemność sprawiły mi jednak godziny w muzeum czekolady w Brugii.
Cotygodniowy felieton dla gazety ?Nasze Miasto? w autorskim cyklu ?Bez konserwantów?