Wracam po raz kolejny zakochana w Kreuzbergu, tłumnym, ciasnym, z kulinarnym miksem od libańskich po meksykańskie smaki, z arabskim targiem i knajpami tanimi jak barszcz, i tymi bardziej wyszukanymi z otwartą kuchnią i cyklem snobistycznych warsztatów gotowania oraz degustowania wina. Do tego Berlin w całej krasie – nocny, z improwizowanymi imprezami w podwórzach, z pijalniami bio-lemoniad, z lokalnymi smakami i niekończącymi się budami z przekąskami, kebabami, curry wusztami. Cudnie zaprojektowane knajpy, z oryginalnymi wnętrzami i klimatem.
Do tego oczywiście kilka kulinarnych wątków podczas tegorocznego DMY Berlin Design Festival – wariacje na temat zastawy stołowej, opakowań dla produktów spożywczych i eko-rewolucja pod każdą możliwą postacią promującą m.in. urban gardening.
Na finał odkrycie – polecona mi przez Monikę, naczelną SMAK-u ukryta w zaułku Mitte knajpa Katz Orange. W doborowym towarzystwie jadłam tam m.in. kultową i nieusuwalną z menu na prośby klientów zapiekaną wieprzowinę oraz cudne desery…