Karpaty na stół! czyli pasterski fine-dining

Rzucić to wszystko i wyjechać… do Budapesztu! Po tym wieczorze naszła mnie taka myśl, i to nie tylko wina kieliszków z tokajem. Nie przypuszczałam, że można się tak rozsmakować w tłustej i paprykowej węgierskiej kuchni.

Na wstępie: za młoda jestem na wspominki o wczasach nad Balatonem, gdzie się jechało maluchem, a za stara na to, by się nabrać na fine-dining z langoszem i zupą gulaszową. A jednak, zostałam uwiedziona papryką, salami i boczkiem z mangalicy… Jadąc na kolację do hotelu w Istebnej (Złoty Groń Resort & SPA) bałam się trochę cepelii – bo całość pomyślana została jako wieczór węgierski z ludowymi tańcami. Sami przyznacie, że mogło się skończyć hotelową animacją. Tymczasem nie tylko nie było tandetnie – porządny zespół muzyki tradycyjnej, ale i całość zgrabnie podano pod szyldem kultury Wołosów.

Kolacja zaczęła się charakternie – mini langoszem, który postawił poprzeczkę wysoko. Bo to sztuka zamknąć w jednym kęsie smak całego kraju, a duetowi Dawid Klimaniec i Marcin Sołtys (chef z restauracji Filipa 18 na gościnnych występach) się udało dzięki odrobinie drożdżowego ciasta z dodatkiem leczo. Dodam, że koszyk pieczywa w węgierskim stylu i z paprykowym masłem traktuję jak pozycję nr 8 w menu. Na przystawkę panowie wybrali foie gras (Węgry obok Francji eksportują jej najwięcej w Europie) zamieniając tzw. „pasztet strasburski” w szarlotkę. Trzeba przyznać, mus z kaczej wątróbki dobrze połączył się z kwaśnymi jabłkami.

To, co zrobili z gulaszem to istny romans z kuchnią francuską – aksamitna przecierana zupa wlała się do talerzy, w których zostawiono między innymi opalony na ogniu kawałek boczku z premium wieprzowiny czyli słynnej mangalicy. Tu muszę wtrącić, że Marcin Sołtys nie tylko przyjechał do Istebnej na gościnne występy, ale przede wszystkim odpowiadał za aprowizację. Zdobył perełki kuchni węgierskiej dostępne na krakowskim starym kleparzu a Dawid Klimaniec dodał między innymi swoje pasterskie produkty. Dwa dania główne podzieliły gości i przy wielu stołach była zacięta dyskusja o to, które lepsze. Delikatny i przygotowany w punkt dorsz z dodatkowym musem z sandacza znów spotkał się z papryką, tym razem celnie zakwaszoną. Ja jednak przepadłam na rzecz szaszłyka jagnięcego grillowanego z ciętymi jak papier płatkami słoniny. Dawid potrafi obchodzić się z każdym mięsem, tu zaś zestawienie z kwaśnym owczym jogurtem wygrało nie tylko smakiem, ale i prostotą w estetyce tego talerza. W kategorii pasterski fine-dining to danie zdobywa medal!

Na tle całej kolacji najsłabiej wypadł deser – słynny węgierski klasyk, tort Dobosza był przeładowany od dodatków i nie wiadomo było, co ma tu grać pierwsze skrzypce – jak dla mnie – ten moment wieczoru skradł nie tyko tokaj w kieliszkach gości, ale i solistka z zespołu, która właśnie postanowiła tańczyć z butelką pełną wina na głowie…
Brawo za odważny projekt – w Istebnej, w hotelu na środku góry zapraszać gości aż siedmiokrotnie na kulinarne wieczory, by prezentować dziedzictwo ze szlaku kultury Wołosów – to przecież szaleństwo. I ja to szanuję.

Zaplanujcie czas na kolejne przystanki tej podróży: Kolejne terminy: 20 czerwca Słowacja, 25 lipca Czechy, 29 sierpnia Bałkany, 7 listopada Rumunia, 12 grudnia na finał Polska. „Smaki Karpackiej Wędrówki Pasterskiej – 7 wieczorów, 7 krajów, 1 Pasterska Droga, która wiedzie przez wieś Istebna i restaurację Złoty Groń.


Złoty Groń Resort & SPA
Restauracja Złoty Groń
chef Dawid Klimaniec
Istebna 593


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *