Zawsze musi być ten pierwszy raz. Pojawiła się porządna szkoła, która chciała temat gotowania potraktować poważnie. Pojawiła się dyrektorka, która w siatkę dydaktyczną postanowiła wpisać projektowanie nie tylko produktów, ale i usług. No i stało się. Zostałam poproszona o poprowadzenie zajęć z projektowania usług (service design) dla gastronomii, w których połączyłam dwie swoje pasje i dwa obszary wiedzy. Spędziłam 6 godzin z pierwszą czternastoosobową grupą. Cudownie słuchać, że zostawiają korporacje czy studia ekonomiczne dla gotowania. Że szukają swojego spełnienia w tym, że mogą gotować dla innych. Chcą. A to dzisiaj wiele, bo bez zaangażowania nie można otwierać nowego biznesu lub poprawiać starego.
Fajnie było się przyglądać, jak zarażają się ideą, że w usłudze muszą na chwilę zapomnieć o sobie zupełnie. Jeżeli choć jedna, dwie osoby potraktują to, o czym mówiłam na poważnie i popracują w interdyscyplinarnym zespole, porozmawiają ze swoimi klientami, popodglądają swoich gości i wyciągną z tego odpowiednie wnioski, pomyślą nad wartością, którą oferują innym, a nie tylko sobie, to było warto.
Zanami rozmowy o intelektualnej nirvanie, o takich narzędziach jak persony, krzywe wartości, mapy interesariuszy, o empatii, o koncepcji trzeciego miejsca, o mikro i makro trendach, o zapachach, smakach, dźwiękach, o konceptach gastronomicznych z różnych zakątków świata czy o Pani Krysi ze szkolnego bufetu.
Zajęcia Food Service Design prowadziłam na studiach podyplomowych w VMI Szkole Kulinarnej w Warszawie na kierunku Food Design.