Toskania dzień po dniu – 14 wybranych smaków uzupełnianych co 24h

Dzień 1

SMAK DNIA: karczochy na pizzy

po kilkunastu godzinach jazdy jestem na wsi, jest 21:00 a właścicielka domu Silvia mówi, że coś ciepłego to zjemy w lokalnej knajpie Tigre, tuż za kościołem. Lokal jest pełny, tak, jakby wszyscy z okolicznych 10 domów zeszli się na pogaduchy. Za 2 pizze i pół litra wina płacimy 14 euro. Na mojej w mozzarelle wtopiły się kawałki karczochów…

Z wrażenia nie zabrałam aparatu.

Dzień 2

SMAK DNIA: salami

pierwsze zakupy – zainspirowana wczorajszym dniem kupiłam świeże karczochy – coś z nimi potem zrobię, jednak odkryciem dnia było genialne salami (sztuka 3 euro)

Dzień 3

SMAK DNIA: pierwsze lody

Mała lodziarnia na terenie średniowiecznej twierdzy w Monteriggioni. Te z orzeszkami pinii były całkiem niezłe :-) porcja 2,5 euro

Dzień 4

SMAK DNIA: pecorino

Choć dzień zakończył się koło północy, kiedy to mieszkańcy Montecarlo, mieściny w prowincji Lucca kończyli świętowanie trwającego tam Festiwalu Wina, to jako smak wpisuję owczy twardy ser pecorino w wersji toskańskiej, o którym podobno pisał już Pliniusz Starszy. Dostępny zarówno w butikach i sklepach z pamiątkami jak i w supermarketach.

Dzień 5

SMAK DNIA: mortadela

Zapomnijcie o wszystkim, z czym kojarzy się wam polska mortadela, bowiem ta włoska, najlepiej z orzeszkami pistacjowymi to wędlina, której cienki plastrami mogę się zajadać i zajadać. Włosi zaczynają nią śniadania (w kanapkach) i kończą dzień z talerzem przystawek. We Florencji jadłam odmianę z aromatycznym anyżem – jej nazwę zresztą odnosi się do mortario – moździerza, w którym trzeba przygotować dodatki do mielonego mięsa i słoniny. Na zdjęciu moja wersja śniadaniowa – kanapka w galerii Ufizzi.

Dzień 6

SMAK DNIA: jej wysokość gorgonzola

intensywność kawałka sera, który kupiłam w Pistoi powalił na kolana – mnie kulinarnie, koty Donny Silvii – dosłownie – Pepe i Hugo uciekli z kuchni migiem…

 

Dzień 7

SMAK DNIA: ziemniaki na oliwie z rozmarynem i czosnkiem

i czego ja niby nie wiem o ziemniakach, co? Wielka filozofia… A tymczasem florencka knajpka na tyłach sklepu mięsnego z kelnerką Seniorą z białą czapką i fartuszkiem w wieku 60+ była wieczornym odkryciem. A tam m.in. ziemniaki opiekane na oliwie z rozmarynem i  kawałkami czosnku – Dante pewnie stworzyłby osobną strofę na ten temat ;-)

Dzień 8

SMAK DNIA: kruche ciasteczko z orzechami i suszonymi figami

Znaleźliśmy mały butik z ciasteczkami i ręcznie robionymi czekoladkami w Pistoi (jedna czekoladka lub ciasteczko ok. 1 euro) – ?Le Golosit?? – Janek skusił się na twarde tradycyjne cantuccini, które mnie nie przekonują, ale ja wzięłam babeczkę z kremem limonkowym oraz kruche ciasteczko przełożone masą z orzechów, kawałków suszonej figi zatopionych w konfiturze z pomarańczy (wow!) – DOLCE VITA!

 Dzień 9

SMAK DNIA: świeża figa

pierwszy raz uroki świeżych fig odkryłam dekadę temu na studiach w Atenach. Zaintrygował mnie waniliowy zapach, którym pachną wielkie liście figowca, jeśli rozetrzemy je w ręce. Nic dziwnego, że owoc takiego drzewa musi być doskonały – mięsiste, słodkie, kruche od ziarenek figi są o niebo lepsze od tych suszonych. Szczęśliwie, na wsi, gdzie jestem drzew figowych jest pod dostatkiem a ze spaceru wracam z pełnymi garściami :-)

 Dzień 10

nieSMAK DNIA: chleb toskański

aby nie było tak różowo to muszę napisać o jednym produkcie, który jest niejadalny, a jest nim toskański chleb – absolutnie pozbawiony soli. Turystom wmawia się, że to celowe, by dobrze smakował z innymi słonymi serami i szynkami, a prawda jest taka, że zostało im to jeszcze z zamierzchłych czasów. W pewnym momencie portowa Piza miała monopol na sól i drastycznie podnosiła ceny – Toskańczycy postanowili być oszczędni i obejść się bez soli w chlebie. I chyba tylko oni wierzą w smakowitość tego jałowego pieczywa (Polki i Polacy mieszkający tu bardzo często pieką sami swój chleb by mieć namiastkę czegoś, co zapamiętali z kraju). Zatem: chleba tu nie jem – węglowodany nadrabiam makaronami i pizzą…

 

Dzień 11

SMAK DNIA: zabaglione

Jeśli cukiernia ma  tradycje od 1916 roku, to może tylko dobrze wróżyć. Mały placyk w Lucce – siedzę i patrzę w okna domu, gdzie urodził się Puccini, z co drugiego sklepiku dochodzi dźwięk puszczanej opery – a ja mam na talerzyku Zabaglione :-) na dnie pudełeczka (porcja 6 euro) leży namoczony alkoholem biszkopcik, na nim jest zmrożona waniliowa masa z mascarpone, potem całość zalana jest czekoladą, a na niej jeszcze orzeszki wtopione w bitą śmietanę…

 Dzień 12

SMAK DNIA: wołowina z porcini

Najpierw zobaczyłam przez otwarte okno do kuchni La Limonaia szereg wiszących miedzianych błyszczących rondli nad piecem. Potem wewnątrz na ścianach liczne zdjęcia szefa kuchni odbierającego kolejne wyróżnienia, nagrody, znaki jakości… Kelner zwyczajowo miał ponad 60 lat, nie mówił po angielsku i się nie spieszył – całość nadrabiał rozbrajającym uśmiechem. Obok trzech przystawek i trzech makaronów w karcie specjalnością osterii była wołowina zapiekana z cykorią lub porcini – z miłości do grzybów oczywiście zamówiłam tę z kawałkami szlachetnych borowików, które Włosi kochają jesienną porą. Na migi ustaliliśmy jeszcze stopień wysmażenia z dżentelmenem seniorem kelnerem i po kilku minutach z kuchni dochodził zapach pieczonego na oliwie czosnku. Słowo szlachetne, zapożyczone od borowika najbardziej oddaje kulinarne wrażenia tej kolacji. Na kawałkach wołowiny zwijały się cienkie plastry mocno nasolonych borowików o spieczonych chrupkich brzegach, a mięso lekko przeszło aromatem czosnku i rozmarynu, które dodawały obłędnego zapachu unoszącego się nad gorącym talerzem…

(porcja wołowiny na 2 osoby – 30 euro, porcja sałaty dla 1 osoby 6 euro)

Dzień nr 13

SMAK DNIA: oliwa z oliwek

zielonkawa, trochę mętna, aromatyczna, bez zarzutu… i bez zbędnych komentarzy.

Dzień 14

SMAK DNIA: pasta

Bez makaronu ani rusz, ten świeży co prawda nie będzie nigdy aldente jak ten suszony, ale jego smakowe zalety przyćmiewają wszystko.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *