Otrzymałam bardzo niemoralną kalorycznie propozycję, by zasiąść do jury oceniającego pączki w Tłusty Czwartek, no i oczywiście nie odmówiłam. Pomysł na ranking krepli wymyśliła właścicielka katowickiej Krystynki wracającej z Wiednia. Na suto zastawionym stole pojawiły się pączki z 6 cukierni. W jury oprócz mnie zasiadła: właścicielka Krystynki Agata Borowczyk, Katarzyna Pachelska z „Dziennika Zachodniego”, Beata Białowąs z Izby Rzemieślniczej oraz Małej i Średniej Przedsiębiorczości w Katowicach czy stała bywalczyni Krystynki – Kasia Rożko („Rynek Zdrowia”). Okazało się przewrotnie, że nasze degustowanie to będzie szukanie smaku pączka w pączkach, co wcale nie było oczywiste.
Trafiły się np. okazy okrutnie suche (tylko popijanie ich kawą lub herbatą przynosiło jakąkolwiek ulgę) lub sztuczki z barwionym kurkumą na żółciutko ciastem by podkreślić ich „jejeczność” lub nadziane eksperymenty – ku zaskoczeniu wszystkich po przekrojeniu jednego z pączków wypłynęła z wnętrza makowa masa… (ufam, że to nie pozostałości po bożonarodzeniowych wypiekach). Przyznam, że nie było to najbardziej trafione połączenie, a w tej kwestii jestem ortodoksyjna i preferuję nadzienie różane lub śliwkowe, w ostateczności truskawkowe, nie zaś eksperymenty z budyniem, sztuczną śmietaną czy pseudo-malinowymi wzorkami na lukrze. W przygotowanej ankiecie Agata Borowczyk zamieściła obok takich kryteriów jak: zapach, elastyczność ciasta, smak nadzienia, hasło: nieodparta pokusa zjedzenia następnego pączka. I ja miałam taki jeden typ – jak się potem okazało – był to pączek z cukierni z Mikołowa (Wiechoczek), z kawałkami kandyzowanej skórki pomarańczowej wtopionej w lukier na wierzchu. Jednak stosunkiem 3:2 ranking wygrał wypiek, jak się okazało po ujawnieniu producentów, od Michalskich z Giszowca. Ów krepel został ukoronowany z honorami i nosi miano najlepszego na rok 2013.
Mój ranking:
- Cukiernia Wiechoczek Mikołów – za balans między kwaskowatą skórką a słodyczą ciasta i nadzienia – co przeważyło u mnie o zwycięstwie :-)
- Cukiernia Józefa Lipy z Katowic – po prostu za pączka o smaku pączka i wyraźnie drożdżowy piękny zapach
- Michalscy – konfitura i ciasto bez zarzutu, jednak jak dla mnie zbyt tłusty w każdym kęsie
- Fresh Market – losowo wybrane pączki z sąsiedzkiego marketu, do którego przywożone są z jakiejś piekarni – gdyby nie fakt, że pieczono je na zbyt rozgrzanym tłuszczu – spieczone na zewnątrz i zakalcowato-niewypieczone w środku, to miałyby szansę na podium.
- Nugat – chyba największe rozczarowanie, bo poza różanym nadzieniem nie zostało w nich już nic dobrego
- Czesław Kierat Roker Zabrze – nie wzbudziły mojego zaufania już na sam wygląd – podejrzanie równe jak od sztancy, do tego przekombinowane z polewami czekoladowymi, dekorowanymi lukrami czy sztywną śmietaną – a do tego przesuszone i w smaku generalnie „plastikowe”.
Poza konkurencją Krystynka serwowała swoje oponki z dziurką obsypane pudrem oraz wyjątkowo kaloryczne, ale zdecydowanie warte grzechu pączki z rekordową w tym dniu ilością nadzienia od serca – i chyba właśnie ten smak zostanie mi najdłużej w pamięci z tegorocznego Tłustego Czwartku.
A kiedy panowie z regionalnej telewizji, którzy dokumentowali nasze obrady zapytali mnie: jaki jest pączek idealny? Powiedziałam bez wahania: tylko ten domowej roboty, najlepiej jeszcze z konfiturą, którą smażyło się samemu latem. Może i będzie tłustszy, cięższy, bardziej zrumieniony i niekształtny, ale gwarantuję, że będzie lepszy od najlepszej seryjnej produkcji.
ps. Relację w Dzienniku Zachodnim i kilka zdjęć znajdziecie także tutaj.