Sensacja na mieście! Byłam pewna, że w tym roku, poza otwarciem winebaru z daniami „barowymi” na Krzywej 9, to nic już się wydarzy w mieście na K. I choć powrotu smaków Przemka Błaszczyka podejrzewam nic nie zdetronizuje w podsumowaniach roku 2024, to jednak muszę do listy ogromnych przyjemności dodać otwarcie Bocconcini.
W tym miejscu opisu najlepiej, by pojawił się jakiś Włoch/Włoszka, by wraz z pełną gestykulacją ahów i ohów, machania rękoma, wykrzykiwania Mamma mia! potwierdzili włoski temperament kucharza i jakość wyselekcjonowanych produktów spod znanego wam już adresu Porta Fortuna. Bo co tu się właściwie stało: Alicja, właścicielka włoskich delikatesów, dojrzała w decyzji niczym piemonckie barolo i spełniła swoją fantazję o restauracji. Kierunek słuszny, bo doświadczenie ostatnich lat z podróży i selekcji włoskich produktów to papierek lakmusowy tego miejsca. W menu nie ma pomyłek i przypadków – jak trzy krople oliwy, to takiej, którą tłoczy się razem z cytrynami, jak dojrzewająca szynka, to milimetrowe plastry San Daniele, jak ser, to oczywiście DOP, jak ocet balsamiczny, to ten gęsty, kremowy IGP z Modeny oczywiście, jak skoncentrowane aromaty to trufle czy kalabryjska n’duja bogata w peperoncino.
Nie przypadkowo w tytule wracam do powieści Carrolla – Alicja, jak pamiętacie, podążając za białym królikiem przenosi się do niezwykłej krainy. Tu, podążając za Alicją po przekroczeniu drzwi Bocconcini wpadacie w kulinarny dobrostan z szyldem dolce vita. Menu skonstruowano tak, by na stół trafiły talerze do dzielenia się zarówno zimnymi, jak i gorącymi daniami, dlatego miejsce będzie pewnie super popularne na wyjścia w ekipie 4+. Do talerzy wystarczy dostawić kilka kieliszków na wino, i impreza gotowa.
Na pre-otwarciu i spotkaniu degustacyjnym próbowałam smaków z 11 talerzy – po trzeciej pozycji robiliśmy zakłady, czy trafi się coś słabszego, bo nie można przecież karmić tak dobrze… A jednak. Beż żadnej porażki chef Bocconcini nawet ziemniakami zrobił furrorę (i nie dlatego, że dodał do nich truflowego majonezu).
Moje zachwyty: rozpływający się ozorek jałówki w stylu vittello tonnato dałby temu miejscu czerwony szyld Bib Gurmand, gdyby inspektorzy zaglądali na Śląsk. Obłędna była także ośmiornica – ja, która nie jestem fanką owoców morza brałam dokładki tego fenkułowego w aromacie carpaccio. Burrata z paloną z góry, ale wciąż chrupką brzoskwinią była kwintesencją lata. Zapiekany w panierce ser Tomino przyprawiłby o zawrót głowy każdego Czecha (dodam, że za omáčkę robiła tu nektarynowa musztarda!). Rzymskie suppli, czyli ryżowa kula z zapiekanymi polikami wołowymi, zmiotło wszelkie wspomnienia, jakie miałam o arancini. Podobnie szaszłyczki z jagnięciny konkurowały ze wspomnieniami wszystkiego dobrego, co jadłam wielokrotnie w Grecji. Uprzedzam uczciwie, to miejsce może narobić wam bałaganu w rankingu najlepszych europejskich smaków zapisanych w waszej pamięci.
Czy muszę pisać więcej, że ja, niepijąca kawy, zjadłam cały deser, który tonął w gorzkim espresso?
Apeluję: porzućcie pizzę i idźcie czym prędzej na włoskie talerzyki do Bocconcini. Jest dobrze. Trzymam kciuki za miejsce. Brawo Alicjia Rymaszewska-Paszek w duecie inwestorskim z Joanną Nowak-Piasecką! #womenpower
Bocconcini | Katowice, Dolina Trzech Stawów na Muchowcu | Francuska 184 | na terenie budynków Activ | restauracja całoroczna