Śląska gościnność | szybki przystanek w Dusseldorfie

Jechaliśmy do Antwerpii samochodem tylko pod jednym warunkiem – że zrobimy przystanek w Dusseldorfie. Tak oto miałam poznać kolejnych przyjaciół familii, których dotąd nie spotkałam na żywo (wiele lat temu wyjechali z Chorzowa). Drugim pretekstem owego postoju było oczywiście piwo – taki mały przedsmak tego, co miały zaproponować następnie belgijskie browary.

Wiem, że wielu Niemców, i Polaków mieszkających w Niemczech poprzestaje na gotowych daniach z torebek, sosach w proszku itp. Ale nie tu. W domu Danki i Stasia czekała na nas cudna kolacja, dobre wino, i absolutnie śląska gościnność w najlepszym wydaniu. Na początek Stasiu przygotował kremowy duet: zupę z przetartej dyni hokkaido uzupełniła szkarłatna część z buraków ze sporą ilością pieprzu. Po rozgrzewającym początku z kuchni dochodziły bardziej egzotyczne zapachy – okazało się, że daniem głównym będzie jagnięcina duszona w mleku kokosowym z chilli dodającym małej ostrości. Do tego był ryż lub młode ziemniaki z pietruszką. Na deser był własnej roboty waniliowy krem z imbirem, no a na finał deska serów, w tym jeden ostry szwajcarski obsypany ziołami z alpejskich łąk. Co istotne, nawet tu był autorski akcent: Stasiu robi bowiem własny paprykowy sos do maczania w nim serów (ostatnio pisałam Wam też tutaj o maczaniu kawałków sera w miodzie, co podpatrzyłam u pewnego Włocha).

Drugiego dnia został tylko czas na szybką wizytę w lokalnym pubie, gdzie z drewnianych beczek leje się złocisty Schumacher. A potem w drogę, do królestwa frytek i czekolady!

 

IMG_1815

 

IMG_1817

 

IMG_1818

IMG_1821

IMG_1825

IMG_1828

 

IMG_1853

IMG_1856

 

IMG_1855

 

IMG_1860

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *